Tarasy ryżowe Jatiluwih, wpisane na listę dziedzictwa UNESCO, to miejsce, które trzeba zobaczyć będąc na Bali.
Odwiedziłam Jatiluwih kilka dni przed rozpoczęciem pory deszczowej, więc widok z głównego tarasu widokowego nie był tak imponujący, jak na pocztówkach – pola były suche i kolorem nie przypominały ‚balijskiej zieleni’; na szczęście w drodze powrotnej, za pomocą niezastąpionego Google Maps, udało nam się zabłądzić i zobaczyć Jatiluwih od strony niedostępnej dla turystów.
Spacerowaliśmy i nie spotkaliśmy żadnego węża, ani żaden kokos nie spadł nam na głowy.
Oczywiście, że lokalsi chcą, żebyś Ty, turysto, zapłacił im 20 tysięcy za wstęp.
Nie, nie jest zimno – temperatura utrzymuje się ciągle powyżej trzydziestu stopni. Dlaczego kurtki? Bo nie chcemy się opalić.
Na marginesie – trudno będzie Wam znaleźć tutaj kosmetyki, które nie są wybielające. Nawet najpopularniejsze marki dostosowują swoje produkty pod azjatycką klientelę, która chce być biała i wszystko, specjalnie dla nich, jest whitening.
Droga powrotna zajęła nam ponad dwie godziny i prowadziła przez dżunglę, pola ryżowe, góry, małe, tradycyjne wioski i jeszcze mniejsze, tradycyjne wioski. Mimo że była pełna cudownych widoków, brakowało jej jednej, zasadniczej rzeczy. Asfaltu.
Wybacz, Google Maps, wiem, że chciałeś dobrze i krócej (bo miała być godzina zamiast prawie dwóch), ale, niestety, wyszło jak zawsze.
Nie mam zdjęć z najgorszego odcinka ‚trasy’, w którym był tylko piasek i strome podjazdy – wtedy myśleliśmy tylko o tym, żeby utrzymać równowagę i nie spaść ze skutera. Poza tym, po godzinie „przygód” nikomu już nie było do śmiechu i nikt nie był w nastroju do robienia radosnych dokumentacyjnych zdjęć.
Dzięki, chłopaku, za Go Pro, robi robotę! ❤